Wyobraź sobie, że przez większość życia ledwo mogłeś biegać przez kwadrans bez przerwy, a teraz stajesz na linii startu triathlonu. Właśnie to wydarzyło się w moim życiu! W ciągu trzech miesięcy z pracowitego bipeda, który raczej unikał aktywności sportowej, stałem się człowiekiem, który z uśmiechem na ustach płynie, jeździ na rowerze i biegnie. Chcesz się dowiedzieć, jak to osiągnąłem? Zapraszam do przeczytania tej opowieści pełnej emocji, wysiłku i pasji!
Motywacja: Punkt zwrotny
Zacznijmy od początku. Pewnego majowego popołudnia, przeszukując stare zdjęcia na komputerze, trafiłem na kilka fotografii sprzed lat. Uśmiechnięty, pełen energii facet, który był w stanie skakać, biegać i zawojować świat – to byłem ja. Dzisiaj, z kilogramami zbędnego balastu, nadwagą i widocznymi śladami wypalenia, czułem jakby to był inny człowiek. To właśnie wtedy, przeglądając te archiwa, postanowiłem, że czas na zmiany. Coś we mnie się tliło, a ten moment był iskrą, która wszystko zapaliła.
Motywacja nie przyszła od razu. Przede wszystkim miałem chyba dość grzebania w chipsach i zmarnowanych wieczorów na Netflixie. Znajomi jeździli na triathlony, relacjonowali, jak biegają, pływają, a ja myślałem, że są lekkimi szaleńcami. Zdałem sobie sprawę, że oni są w zupełnie innym świecie – świecie aktywnych ludzi, którzy realizują swoje marzenia. Po kilku tygodniach kminiłem, że czemu nie spróbować i nie wlesić się na tę sportową falę?
Plan działania: Jak to zrealizować?
Dobra, plan to klucz. Zamiast działać na żywioł, postanowiłem wszystko szczegółowo rozplanować. Oprócz standardowego wchodzenia na siłownię (czego szczerze nienawidziłem), zacząłem zagłębiać się w różne formy treningu. Uczyłem się o pływaniu, bieganiu i jeździe na rowerze. Każdy z tych elementów był jak osobny puzzel w tej układance mojej tej mega metamorfozy.
Na początku wybrałem sobie mały cel – pobiegnę 5 kilometrów bez przystanku. Myślałem, że to tak łatwo, ale od początku nie było różowo. Pierwsze bieganie zapamiętam do końca życia. Serce mi waliło jak młot, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie dałem jednak za wygraną! W ciągu tygodni wgrzebałem się w plany treningowe i z każdym kolejnym razem wydobywałem z siebie coraz więcej. A w międzyczasie, sprawdzając różne aplikacje i YouTube’a, znalazłem fajne filmiki na temat pływania.
Triathlon: Ostateczny cel
Jak już poczułem, że całkiem nieźle biegam, przyszedł czas na pływanie. Przed tym, jak stanę na starcie triathlonu, musiałem oswoić się z basenem. I tu się zaczęły schody, bo moim zdaniem pływanie to nie tylko sport – to sztuka! Każde nurkowanie kończyło się dla mnie tragicznym wyjściem na brzeg, gdzie błagałem o oddech. Na szczęście miałem wsparcie – znalazłem trenera pływackiego, który rozjaśnił mi kilka spraw, i stałem się odrobinę pewniejszy siebie.
Skupiłem się też na rowerze, który stał się nieodłącznym kompanem moich weekendowych wypadów. Mój stary, zardzewiały rower przekształciłem w przyjemny sprzęt, który dodawał mi smaku tej sportowej przygody. Na przejażdżki jeździłem z przyjaciółmi, a każdy kilometr stawał się kolejnym kawałkiem układanki do triathlonu. Mógłbym napisać eseje o każdej trasie i co w danym momencie myślałem. Dzięki tej licznej aktywności zyskałem nie tylko formę, ale i nowych znajomych, co niesamowicie podkręcało moje morale.
Jak to wszystko zmieniło mnie?
Po trzech miesiącach intensywnego treningu przyszedł moment prawdy – start triathlonu. Pamiętam, jak stałem na linii startu, czując ogromny stres i ekscytację jednocześnie. Pożegnałem się ze strachem i ruszyłem w trasę. Prawdę mówiąc, czułem, że to nie tylko walka ze sobą, ale z wieloma wątpliwościami, które nawiedzały mnie przez ten czas.
Radość, która mnie ogarnęła po przekroczeniu linii mety, była bezcenna. Po trzech miesiącach od momentu, kiedy nie byłem w stanie pobiec pięciu kilometrów, stanąłem na linii mety triathlona. Nie tylko zmieniłem swój styl życia, ale też nauczyłem się, że wszelkie limity są tylko w naszej głowie. Czasem wystarczy odrobina chęci oraz odpowiedni plan, aby przełamać swoje słabości i wdrożyć się na ścieżkę sukcesu.
Teraz jestem dumny z tego, że mogę powiedzieć, że w moim życiu sport odgrywa kluczową rolę. Triathlon to dla mnie nie tylko wyzwanie fizyczne, ale także mentalne. Mój wzrost zaś to nie tylko estradę i umięśnione ramiona, ale i zdrowe Serce, które bije na rytm codziennych ćwiczeń oraz radości. Kto wie, jakie kolejne wyzwania przede mną? Jakiekolwiek by one nie były, mam teraz w sobie tę witalność i pewność, że mogę osiągnąć wszystko, co tylko zechcę.